Ustalmy jedno: hemoroidy (a dokładnie sploty hemoroidalne) ma każdy z nas.
W dodatku pełnią one bardzo ważną funkcję w naszym ciele, mianowicie działają jako aparat wspomagający zwieracze odbytu. Dzięki temu póki organizm jest sprawny wszystko zostaje na swoim miejscu 😉
Natomiast choroba hemoroidalna to już zupełnie inna sprawa…
Tu już mamy do czynienia z dysfunkcją, którą do pewnego momentu jesteśmy w stanie kontrolować i maskować za pomocą różnego rodzaju maści i czopków, aż do czasu, gdy przerodzi się w patologię.
Bo niestety maść i czopki stosuje się na objawy (świąd, pieczenie, ból itp.) a nie na przyczynę dolegliwości.
Niejednokrotnie w gabinecie miałem sytuację, gdy pacjent zgłaszał się z bólem odcinka lędźwiowego. Bez urazu, nic nie dźwignął, nie pochylił się, nie szarpnął a boli.
Niby nic niezwykłego, ale co wywołało ten ból?
W trakcie wywiadu okazywało się, że np. pacjent od lat cierpi na chroniczne zaparcia. Drążąc dalej, prócz zaparć ma „hemoroidy”. No, ale przecież z hemoroidami to idzie się do lekarza, a nie do fizjoterapeuty czy osteopaty. Dlatego pacjent o tym z reguły nie wspomina.
A szkoda… Bo w temacie leczenia ww. dolegliwości jesteśmy w stanie dużo zaoferować. I dużo uzyskać.
Póki choroba hemoroidalna nie wkroczyła w III-IV stopień zaawansowania – za pomocą pracy na strukturach dna miednicy, pracą trzewną (wisceralną), ewentualnie technikami per rectum jesteśmy w stanie wpłynąć na stan pacjenta w taki sposób, by zaczął z powrotem funkcjonować prawidłowo i uniknął w przyszłości operacji.